PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=497211}

Koń turyński

A Torinói ló
7,5 4 609
ocen
7,5 10 1 4609
7,8 26
ocen krytyków
Koń turyński
powrót do forum filmu Koń turyński

Najpierw odnośnie pojawiających się tu często uwag, że Tarr odżegnuje się od religijnych interpretacji swoich filmów. W momencie ukończenia i upublicznienia dzieła twórca przestaje być jakimkolwiek autorytetem w odniesieniu do jego interpretacji, staje się jednym z wielu, równorzędnych, odbiorców. Nie jest istotne co chciał przekazać, ani jakie wrażenie wywrzeć - dzieło staje się autonomicznym bytem, zawierającym tylko to co zawiera i każda uzasadniana interpretacja jest możliwa.

Dla mnie ten film jest o upadku jakiegoś świata, odwróceniu procesu stwarzania - przez kolejne dni odchodzą kolejne elementy świata, od najdrobniejszych do największych, zamierają korniki w drewnie, potem posłuszeństwa odmawia koń, studnia zostaje zasypana i zaczyna brakować wody, cichnie wszechobecny do tej pory wiatr zostawiając martwą ciszę, wreszcie odchodzi światło. Od początku mamy zresztą do czynienia z obrazem świata w stadium schyłkowości, odległa chata, pojedyńczy ludzie, dojmująca samotność, rozległe pustkowia. Rutyna, marazm, powtarzane w nieskończność proste czynności, porozumiewanie się półsłówkami. W całym filmie mamy do czynienia tylko z jednym dłuższym dialogiem, przez co nabiera on dodatkowego znaczenia i jest właściwie jedynym, zawartym bezpośrednio w filmie punktem odniesienia przy próbie odpowiedzi na pytanie co jest przyczyną tego upadku. Monolog sąsiada, 'wiejskiego filozofa', to wizja świata opuszczonego przez boga, w którym człowiek dokonuje osądu nad sobą samym w efekcie czego cała jego historia sprowadza się do zdobywania, zawłaszczania i niszczenia, któremu nic nie jest w stanie dać oporu. Nieliczni szlachetni mogli się temu tylko przyglądać i zaakceptować, nie mogli jednak zrozumieć - gdy w końcu im się to udało, było to ich samounicestwienie. Zastanawiająca dla mnie jest rola Cyganów (których rozumiałem szerzej, symbolicznie) w tym świecie - przemierzających owe pustkowia włóczęgów, nie przywiązanych do niczego, żyjących w cieniu innych ludzi, ale w rzeczywistości silniejszych od nich, umiejących się przystosować i będących "bliżej". Jeden z nich mówi, że do nich należy cała ziemia i woda, a gospodarzowi życzy śmierci - czy oni też stanowią element owej zdobywającej-niszczącej ludzkości, czy może są tym jej odłamem, który właśnie to przetrwa? Co do stanowiącej wstęp oraz źródło tytułu historii Nietzschego - bez niej film wyglądałby właściwie tak samo, zwiększa ona jednak zakres interpretacji i wzmacnia jego wydźwięk - człowiek samotny, odchodzący i u progu przyszłego szaleństwa, ktory niezwiązany już z niczym, może się zdobyć na płacz nad cierpiącym zwierzęciem (będący właściwie płaczem nad absurdalnym cierpieniem jako takim), w świecie pozbawionym boga, gdzie ludzie sami wytaczają sobie proces.

Film długi, czarno-biały, niemal pozbawiony dialogów,z jednym, krótkim hipnotyzującym motywem muzycznym przewijającym się przez cały czas, przez zdecydowaną większość trwania jedynie z dwójką postaci. Do tego skrajny minimalizm w scenerii, dzięki czemu każdy element nabiera znaczenia. To nie jest trudne kino w rozumieniu: skomplikowane, niejasne, abstrakcyjne, niezrozumiałe (przynajmniej dla mnie - wielu rzeczy mogłem nie wyłapać, nie wydaje mi się to jednak kluczowe przy jego odbiorze), ale na pewno wymagające - cierpliwości, koncentracji, czasem przezwyciężenia własnego znudzenia i zniechęcenia, nie porywające, nie pulsujące emocjami, ale zostające mocno w pamięci, niezwykle wyraziste. Nie potrafię wystawić mu oceny, bo wydają mi się do niego nieprzystające - może urzec, ale tylko na swój bardzo specyficzny sposób, i raczej z czasem.

ocenił(a) film na 9
miszasagi

Bardzo ciekawy komentarz.

Wydaje mi się że owi Cyganie faktycznie "stanowią element owej zdobywającej-niszczącej ludzkości". Ja się zastanawiam czy reakcja bohaterów na ich pojawienie się (zwłaszcza Ohlsdorfera) ma związek z kolejną sceną - czytania przez córkę Biblii (czy może jakiegoś katechizmu?), konkretnie fragmentach o "uszanowaniu miejsca świętego". Czy owym miejscem świętym jest dom, a Cyganie to grzesznicy, którzy jego świętość chcieli naruszyć? Hmm, nie wiem... Ten wątek oraz monolog sąsiada (po którym zbierałem szczękę z podłogi) naprawdę zabiły mi ćwieka. Reszta filmu zbyt trudna w zrozumieniu nie jest, znacznie łatwiejsza niż "Szatańskie tango".

ocenił(a) film na 8
Sqrchybyk

"Co do stanowiącej wstęp oraz źródło tytułu historii Nietzschego - bez niej film wyglądałby właściwie tak samo, zwiększa ona jednak zakres interpretacji i wzmacnia jego wydźwięk"

ja sie zastanawialem czy przypadkiem czlowiek o ktorym mowil ten sasiad, ze przybyl do miasta, to nie Zaratustra z Nietzschego. ze niby legendarny letarg filozofa zapoczatkowany przez owo spotkanie z koniem to takie "zaluje, ale jest juz za pozno" albo moze "nie zrozumieli mnie".
nie jestem specjalista, wiec nie oddam za to glowy.

swietny film jak na ostatni w karierze Tarra. wydaje sie, ze tak naprawde wszystkie poprzednie byly poniekad o tym samym, tylko ten jest po prostu bez ozdobnikow (ze jego tworczosc w pewnym sensie do tego dążyła). bez wielorybow, bez rubasznych facetow w srednim wieku, bez smutnych piosenek, bez zbrodni, bez wiary, bez ruchu...


ocenił(a) film na 8
druid_3

utwor Viga pretenduje do miana najbardziej depresyjnych kawalkow muzycznych ever

ogolnie, zgranie tej muzyki oraz dzwięku z obrazem to kolejna wielka zaleta "konia" (i nie tylko jesli chodzi o Tarra).

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones